4 rzeczy, przez które nie znoszę chodzić po sklepach

Ja aktualnie jestem zwolenniczką kupowania online. Ale czasami są takie dni, że po prostu muszę wyruszyć w trip po galerii handlowej. Głównie to produkty pierwszej potrzeby, czyli kosmetyki abo spożywka. A czasami, kiedy nie wiem, czego dokładnie potrzebuję – muszę się przejść po sklepach, poprzymierzać, podotykać. Nieczęsto, ale czasami czerpię z takich wypadów przyjemność i relaks. Ale przeważnie wracam z takiej wycieczki niezadowolona.

1. Dzikie tłumy

Gawiedź, ślepo idąca w galeriach handlowych to klasyk. Tym bardziej w okresie przedświątecznym. I nie mówię tu o Bożym Narodzeniu, a o każdym jednodniowym dniu wolnym od pracy. Ludzie dzień przed zaopatrują się w produkty jakby co najmniej tydzień sklepy miały być zamknięte. O dziwo, aż tak nie dzieje się dzień przed niedzielą bez handlu…

Oprócz tego, że normalnie nie da się poruszać w sklepach to „plaga” przenosi się również do kolejek do kas. Tam ludzie spędzają czas chyba dla przyjemności. Mantykują, odliczają w spowolnionym tempie każdy grosik, tak jakby chcieli zrobić na złość osobom za nimi. Natomiast przy regałach sklepowych patrzą się na każdą rzecz kilka minut, wszystko muszą bardzo dokładnie pooglądać i poprzebierać. Ja wiem, że o to chodzi w kupowaniu stacjonarnym… Ale czasami potrzebuję dostać się do jednego, konkretnego produktu i niestety nie jest mi to dane 🙁

2. Nachalna lub niemiła obsługa

Ja pracowałam wiele lat w bezpośredniej obsłudze klienta i dla mnie rzeczą naturalną było, że trzeba być miłym bez względu na wszystko. Czy klient cię atakuje, czy jest namolny – trzeba było zawsze uprzejmie odpowiedzieć. Mam wrażenie, że niektórzy jednak tego nie rozumieją.

Nieprzyjemne sytuacje

Ja ostatnio miałam na przykład taką sytuację, która mi przyprawiła ogromnego stresu. Pani przy kasie w Carrefour poprosiła mnie o dowód (kupowałam piwo). Grzecznie zapytałam, czy mogę pokazać e-dowód na telefonie, bo portfel miałam gdzieś głęboko w plecaku i dużo tobołów Natomiast telefon miałam w dłoni. I wtedy się zaczęło. Pani zaczęła do mnie agresywnie mówić, że jej to nie obchodzi, że mam pokazać dowód w formie fizycznej. Nie dyskutowałam – oczywiście od razu sięgnęłam do plecaka, jednocześnie próbując poinformować uprzejmie Panią o e-dowodzie. Że jakby nie wiedziała, to od jakiegoś czasu takie dowody są dopuszczalne, a aplikacja jest stworzona przez Ministerstwo Cyfryzacji, więc w pełni legalna. To nie było z pretensją – raczej chciałam się podzielić z Panią ciekawostką, bo jak wiecie uwielbiam to :D. Pani niestety tego nie zrozumiała i odebrała to jako atak w jej stronę… Przy okazji krzycząc na mnie i nie dając mi dojść do słowa. W dodatku po tym jak zapłaciłam, kazała mi natychmiast odejść od kasy, mimo, że czekałam jeszcze na siostrę.

Zostałam potraktowana jak chuligan, co mnie tak zestresowało, że wyszłam stamtąd cała roztrzęsiona. Według mnie taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. A takie traktowanie klienta powinno być akceptowalne tylko w naprawdę ekstremalnych sytuacjach.

Namolna obsługa

Jeśli chodzi o inny atak obsługi to za każdym razem jak wchodzę do sklepu się „pogapić”, bez konkretnego celu, jestem napastowana ze wszystkich stron przez sprzedawców. Niedawno w RTV Euro AGD zostałam zaczepiona co najmniej 5 razy. W tym dwa razy w jednym dziale, przez dwóch różnych sprzedawców. Tak jak już wspominałam, pracowałam w obsłudze klienta, gdzie musiałam też zachęcać klientów do zakupu. Ale obserwowałam – jak widziałam, że kolega już zaczepił klienta, nie podchodziłam do niego z tym samym pytaniem. Jest to według mnie bardzo nie w porządku – taki atak – i nie lubię być obiektem takiego zainteresowania 😉 Zazwyczaj po takiej sytuacji uciekam z tego sklepu gdzie pieprz rośnie 🙂

Świetne rozwiązania sklepów

Natomiast odwrotna sytuacja jest, kiedy ja naprawdę chcę coś kupić i potrzebuję pomocy. Wtedy jak na złość wszyscy doradcy się chowają i tylko się denerwuję. Dlatego świetną opcją jest według mnie propozycja Sephory. Niedawno wprowadzili dwa rodzaje koszyków – czerwone, które mówią „pomóż mi” i czarne, które dają znać sprzedawcom, że poradzę sobie sama. Powinno to być w każdym sklepie! Ale oczywiście wszystko z umiarem!

3. Produkty w kiepskim stanie

Czy to spożywka, czy ubrania – mam wrażenie, że w sklepach sieciowych jest standardem, że produkty są kiepskiej jakości. W markecie warzywa i owoce często są przegniłe, nieraz spleśniałe, produkty na półkach w czymś ubrudzone…

A jeśli chodzi o te ubraniowe to często walają się po podłodze, są wymiętoszone, wyprzymierzane. Ale najbardziej denerwuje mnie ślad od podkładu na kołnierzach koszulek, sukienek… I oczywiście to wszystko nie jest winą obsługi, a raczej dzikich tłumów, których obsługa nie może ogarnąć.

Ja widząc jakiś produkt na podłodze, staram się go podnieść, mimo, że to nie ja go zrzuciłam. A jak wiem, że mam na twarzy makijaż to przymierzam ubranie tak, by go nie pobrudzić… Proszę szanujmy się nawzajem!

W sklepach online wszystko jest ładnie złożone, zapakowane. Widać, że to nie wisiało na wieszaku w sklepie i nie było milion razy przymierzane. To samo, jeśli się zamawia produkty spożywcze online. Wszystko jest sprawdzone, dobrze zapakowane, raczej nie ma sytuacji, że jajka okazują się potłuczone albo coś jest otwarte. No i przy zamówieniu przez internet mamy gwarancję, że można produkt zwrócić albo łatwo zareklamować.

4. Dzieci.

Ja ogólnie dzieci lubię. I tak, na przykład po latach przygód w obsłudze klienta przeniosłam się do sali zabaw w znanym centrum handlowym. Tam przez kilka lat zabawiałam dzieci. Uważam, że to super opcja (no może nie dla animatorek), ale naprawdę – dzieci plączące się między nogami w galerii handlowej to nie jest dobry pomysł. Jeszcze zrozumiem, że trzeba kupić dzieciakowi ubranka i trzeba przymierzyć. Ale nie rozumiem, jak łażenie po sklepach może być dla dziecka atrakcją. Oprócz tego, że przeszkadzają rodzicom, to jeszcze ludziom wokół, biegają, krzyczą, włażą pod nogi, gubią się. Najbardziej frustrujące dla mnie jest wtedy, gdy za oknem piękna pogoda, a dzieci gniją w galerii handlowej. Drodzy rodzice – warto pójść z dzieciakami w jakieś fajne miejsce . Park, plac zabaw albo w chłodniejsze dni sala zabaw, muzeum – a nie zwiedzanie galerii handlowej.

Dajcie znać, co Was najbardziej denerwuje w zakupach stacjonarnych!

Zobacz również

3 Comments

  1. Dominika Cukińska

    Ja jako istra introwertyczka mogę powiedzieć tak: z jednej strony lubię kupić sobie coś i pochodzić po sklepach, z drugiej po każdym takim wypadzie trwającym dłużej niż pół godziny wychodzę wypompowana. Ten tłum i reklamy, muzyka, krzyki, promocje, kolory, wszystko działa na człowieka obciążająco.

  2. Zgadzam się z tym artykułem 😀

  3. Laura (jakimak)

    Rzadko trafiam na złośliwą obsługę, raczej w większości przypadków podziwiam ich za cierpliwość. Też pracowałam w sklepie i miałam niewiele przypadków, kiedy nie dałam rady być miła dla klienta. Niestety jest sporo ludzi, którzy do sklepu przychodzi po to, żeby się wyżyć na sprzedawcy. Kiedyś koleżanka słyszała, jak w przymierzalni rodzic powiedział do dziecka „zrób kupę tutaj”. Na miejscu sprzedawcy nie bawiłabym się w bycie miłym, nie zależy mi na takim kliencie. Do klienta podchodziłam w ten sam sposób co oni do mnie. Na 95% to byli mili klienci, odnoszący się z szacunkiem. Jestem ogromnie zdziwiona kobietą w carrefourze i jej gburowatym zachowaniem. Dla mnie absolutnie niedopuszczalne zachowanie. Ja wolę jakoś te mniejsze sklepy lidl lub biedronka. Tłumy tez bywają dzikie, ale znajdę wszystko, czego potrzebuję i nie nakupuje niepotrzebnych rzeczy, jak to często bywa w większych hipermarketach.
    O kupowaniu jednej taniej rzeczy, a zadzieraniu nosa jakby się kupiło coś za milion monet, nie wspomnę. Klienci to dziki tłum, który traci rozsądek. Krew mnie zalewa, jak widzę te biedne dzieci w tłumie. Dla nich to nie jest atrakcja, czasem się martwię, że się poduszą w tym tłumie. Ogólnie zakupy w wielkich sklepach są stresujące, wole małe warzywniaki, lumpeksy i targi, a kiedy muszę kupić coś bardziej nietypowego to lidl i biedronka. Chociaż kiepscy ludzie mogą się wszędzie trafić.

Skomentuj